Mój związek z Panem nr 4 to właściwie całokształt moich życiowych doświadczeń w klimacie.
W naszą relację włożyłam wszystko to, czego się dowiedziałam i kiedykolwiek nauczyłam w BDSM.
Ale nie tylko o klimacie ale też to co dowiedziałam się o sobie, jak poznawałam swoje ciało, potrzeby, granice czy fantazje.
W sumie razem byliśmy 5 lat i zostawił w moim sercu i życiu trwały ślad. Tak, kochaliśmy się. Bardzo.
Ale nie od razu Rzym zbudowano....
Przez pierwszy rok gdy się poznaliśmy badaliśmy siebie i w sumie wyszło dziwnie. Bo gdy na początku chcieliśmy oboje to potem mi bardziej zależało a on się albo wycofywał albo wracał. Czułam się jakby grał na dwa fronty, co po kilku latach wyszło, że faktycznie tak było, choć on to nazywał wahaniem się.
Pamiętam że byłam mocno poirytowana tym faktem tzn tą falą a także tym, że znowu będę musiała kogoś szukać. Do pioruna, nie można przecież żyć ciągle szukając Pana bo życie przemyka a zabawy jak nie ma tak nie ma. Skończyło się to w efekcie tak, że nie pozwoliłam więcej na te jego gierki i gdybanie i sobie poszłam w siną dal. Nie to nie, nie chcesz to się powieś - pomyślałam.
Znów zaczęłam szukać i pamiętam że byłam wówczas bardzo zła. Do tego stopnia, że złapałam się w sidła faceta, który miał zakusy na małżeństwo ze mną. Tak - moja głupota do potęgi n-tej.
Wysłuchał moich oczekiwań, były rozmowy i dyskusje i ustalenia że wszystko to czego pragnę będzie w naszej relacji.
Uwierzyłam , był ślub co zakończyło się totalną katastrofą bo zostałam przez niego oszukana i to co dostałam to było za mało. Poza tym był ciągle zazdrosny, nie nadawał się na związek otwarty, na swing, na cucold. Poświęcał się co w efekcie niszczyło nas oboje.
Uwierzcie że to wcale nie jest fajne gdy się bawicie a kolejnego dnia on Ci robi awanturę że tamtemu obciągałam tak a jemu inaczej, albo gdy posuwał mnie inny to krzyczałam a przy nim krzyczę rzadziej. Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia że robię mu przykrość przez swój egoizm. Z drugiej strony to moja natura I nie powinno mi być przykro. Byly też inne powody rozpadu małżeństwa ale o nich nie napisze.
W efekcie od 2007 roku do 2011 przeszłam ślub, awantury, rozwód, chorobę i śmierć matki oraz wyjechałam do Afryki na 4 lata. Miały być 4 lata ale było krócej bo wybuchła rewolucja arabska i w efekcie do kraju wracałam rządowym samolotem a na lotnisko jechałam wozem pancernym pod obstrzałem.
Trochę sporo przeżyć jak na zwykłą kobietę, prawda ?
Już w Afryce kontaktował się ze mną Pan nr 4 bo miał jakieś chody w ambasadzie. Podczas tej całej ówczesnej wojny domowej wogóle nie było internetu i nie działały żadne telefony oprócz właśnie ambasad. Będąc w Polskiej placówce zadzwoniłam do rodziny mówiąc że żyję ale potrzebuje pieniędzy najlepiej w gotówce bo banki były pozamykane a bankomaty były poniszczone w całym mieście ( część była podpalona a część rozkradziona). Mój dom gdzie mieszkałam został zniszczony i podpalony a rzeczy rozkradzione. Miałam tylko to co na sobie, plecak z kilkoma ubraniami, i torbę i nic więcej.
Paszport i inne moje rzeczy spaliły się w tamtym mieszkaniu.
Byłam więc bez pieniędzy, bez rzeczy i bez paszportu. Głodna i zmeczona. Sytuacja patowa. Mój tata słysząc te wszystkie opowieści a także oglądając tv skontaktował się z kilkoma osobami w kraju zastanawiając się jak mi pomóc.
Ponieważ pamiętałam że Pan nr 4 robił jakieś interesy w kraju w którym byłam to zadzwoniłam z tej ambasady także do Niego.
Poruszył niebo i ziemię, przyznaje.
Od pieniędzy po mój paszport oraz bym miała gdzie spać. Bym nie była głodna. Bym była w końcu bezpieczna i mogła się wyspać.
Dostałam laptopa przez kamerę którego zdalnie mnie pilnował gdy spałam. To było ujmujące. W sumie wtedy wogóle chyba nie spał lub spał bardzo mało I tak kilka dni. Bo niezależnie kiedy się zwróciłam On był na nogach.
Także to On dopilnował mojego wylotu z tego kraju i to On odebrał mnie na lotnisku. Zabrał mnie do swojego domu. Spałam z przerwami kilka dni.
I wtedy......wtedy zaczęliśmy rozmawiać o powrocie do siebie.
Myślę że przez to wydarzenie tzn ściąganie mnie do kraju i jak dużo zrobił dało Mu odpowiedź, której wcześniej nie mógł znaleźć.
Mi zaś z kolei dało pewność co do tego, że to może się udać bo ja dalej bardzo chce z Nim być i być pod Jego opieką. Wiedziałam już, że mogę na niego liczyć.
Niestety był jeden mankament tej historii a mianowicie inny facet w trakcie czyli mój były mąż. Karał mnie blisko rok za to, że oddawałam się innemu a teraz chciałam wrócić do Niego. Siebie też przez to karał bo gdyby wówczas nie rozglądał się na boki mogłam być Jego. No ale czasu się nie cofnie.
Przeżyliśmy ze sobą sporo rzeczy i różnych sytuacji. Byliśmy dla siebie wsparciem, pomagaliśmy sobie. Był zawsze dla mnie bardzo czuły, dobry ale też twardy, okrutny i bezlitosny. Była między nami chemia. Kochaliśmy się.
Aż do momentu niewolnicy w ciąży.
Pisałam już o tym tu na blogu.
Generalnie przeszliśmy ten trudny temat ale mimo wszystko po wszystkim coś się zmieniło i to już nie było to.To wydarzenie mnie zmieniło w jakiś sposób i bardzo to wszystko przeżyłam.
Zdałam sobie sprawę że tak na prawdę ja zawsze będę na chwilę bo za rok może znowu być jakaś suka w ciąży i to się nigdy nie skończy. Zaczęłam się męczyć. Sesje nie sprawiały mi radości.Nie miałam nawet orgazmów. Nie chciałam zadawalać innych jego niewolnic ani żadnej nie dopuszczałam do siebie.
W trakcie sesji wyłączyłam się, odpływałam myślami. Im bardziej perwersyjne były sesje stricte pode mnie tym bardziej ja się wycofywałam.
Po sesji zamiast o niej rozmawiać i by było miło to ja płakałam.
Rozumiałam to w ten sposób że to wszystko jest bez sensu. Że wszystko jest chwilowe i nie mam na nic wpływu ani kontroli. Że bez sensu jest się starać bo to końcowo nic nie znaczy.
Pan bał się że ja odejdę- tak przypuszczam choć nigdy mi tego nie powiedział. Nasze posiłki były w totalnej w ciszy, wypełnione morzem niewypowiedzianych słów.
Więcej bywałam w pracy, powrót do domu kojarzył mi się z tym co było. Że to nie jest mój dom i nigdy nie będzie, że do tego domu sprowadził obcą kobietę znikąd a przez to tak na prawdę mógł każdego wprowadzić. Nie czułam się dobrze i komfortowo.
Zaczął mnie dużo bardziej pilnować i kontrolować, nie miałam żadnej swej prywatnej przestrzeni.
Tłumaczył to dominacją i oddaniem się Mu ale mi na tym wtedy przestało już zależeć. Nie mogliśmy się dogadać.
On mnie ścigał a ja przed nim uciekałam. Z biegiem czasu myślę, że gdyby mi dał trochę wolności, oddechu i więcej zwyklej czułości w waniliowym klimacie to by miało może i szanse powodzenia.
Końcowo wyjechał z kraju, do Azji, gdzie przeniósł swoje życie i interesy.
Zawsze gdy czuje zapach cygara to się uśmiecham. Lub gdy widzę mężczyznę w czarnym płaszczu to się zamyślam, przypominając sobie jak chowałam zimne dłonie w jego kieszenie. Zawsze miał w nich jakieś kamyki albo kasztany albo cukierki karmelowe. Pachniał sobą i dymem z papierosów.
W lutym bieżącego roku spotkałam się z Nim w kraju by zamknąć ten rozdział- zaczynałam nowy rozdział życia z Panem nr 5 i to bylo konieczne. Przyjechał do mnie do Polski i byliśmy razem na mieście.
Melancholijnie dziś naszedł mnie ten temat gdyż Pan nr 4 ma dzisiaj urodziny.
Gdziekolwiek jest mam szczerą nadzieję, że jest szczęśliwy i że dziś będzie miał dobry dzień.
Tego Mu życzę z całego serca❤️