Słów kilka na temat granic...

Takie granice, które nie są twardymi granicami sensu stricte, a są jednocześnie czymś podniecającym i pożądanym, choć i zapalającym w głowie przysłowiową „czerwoną lampkę” są chyba najbardziej dla mnie intrygujące. Najciekawsze. Myślę, że są, a przynajmniej mogą być ciekawym wyzwaniem dla Pana i Jego uległej. A także dla niej samej. 

Ja też mam takie granice. Jednych wiem, że absolutnie nie przekroczę, ze względów i oporów, których podłoże nie ma akurat nic wspólnego z klimatem samym w sobie. A także ze względu na obawy przed możliwymi negatywnymi konsekwencjami, psychicznymi i nie tylko. Ale inne… Kuszą. I choć dziś mówię im „nie”, to nie jest to sztywne, stanowcze i bezwzględne „nie”… Gdzieś tam w sobie może i dopuszczam, jeśli zaistnieją odpowiednie warunki, sprzyjające okoliczności (i rzecz jasna sam Pan będzie chciał przekroczenia danej granicy) , że zamienią się one w „tak”.  

Dlatego zawsze rozróżniam granice na bezwzględne i względne.
Uważam, że warto w sobie przepracować i ustalić taki własny podział zasad.

Brak komentarzy:

Słowo na Niedzielę 😈

Kobiece piersi. Wbrew pozorom często pomijany element kobiecego ciała a bardzo niesłusznie. Drodzy Panowie czy kiedykolwiek bawiliście się ...